środa, 9 stycznia 2013

Sztuka wolna i nieskrępowana – deskorolka i ulica, ta estetyka .


Niegdyś charakterystyczne szare blokowiska, na których wielu z nas się wychowało kojarzone były z tak samo szarą jak one rzeczywistością. Dzieci bawiące się na metalowych placach zabaw, które dziś są nie do przyjęcia ze względu na zasady BHP. Dzieciaki z sąsiedniego osiedla uważane za kosmitów z kompletnie innej planety J No i oczywiście stale okupujący ławki „chłopaki z dzielni”.
Ale wracając do tych szarości – dziś jest ich coraz mniej. A to wszystko za sprawą coraz większej popularności sztuki ulicy – Street art.
Pierwsze skojarzenie – graffiti. Ale tak naprawdę z czym kojarzy nam się graffiti? Z wandalizmem? Tak. Z malowaniem pociągów? Owszem. Z wulgarnymi napisami na ścianach budynków, często tych zabytkowych? Jak najbardziej. Niszczenie mienia? W wielu przypadkach…
Dlatego, twórcy SZTUKI używają określenia Street Art dla odróżnienia swojej aktywności artystycznej w miejskiej przestrzeni od zwykłego wandalizmu. Nie polega to na napisaniu spotykanego wszędzie „CHWDP” na murze (i to z rażącym błędem..), czy napisów związanych z klubem piłkarskim, albo obraźliwych sformułowań dotyczących nielubianego sąsiada. Jest to sztuka przez duże S, której mistrzowie są wielokrotnie niedoceniani, tworzący dla własnej przyjemności, a nie dla publiki czy rozgłosu.
Jak się okazuje, Street Art ma już swoich wielkich twórców, którzy zdobywają uznanie publiczności i krytyki. Ich dzieła trafiają coraz częściej z ulicy do domów. Jak mówią sami twórcy tworzenie jest dla nich działaniem, które odrywa ich od codziennej rutyny wielkich miast. Ich aktywność opiera się przede wszystkim na spontaniczności, a nie chęci zarabiania pieniędzy.  Często zlecenia pochodzą od władz miast. A jeszcze 10 lat temu uliczna sztuka uznawana była jedynie za pospolity wandalizm…


W Polsce nurt ten dopiero wychodzi z „podziemi”, a już możemy pochwalić się artystami znanymi poza granicami naszego kraju. Jednym z nich jest Paweł Kozłowski, znany bardziej jako Swanski. Sam artysta zaczynał jako młody skejter zafascynowany wszystkim co wiązało się z tą nową subkulturą ulicy. Obecnie na ślady działalności Swanskiego można trafić w całej Europie.




Jak widać, nie wszystko co powiązane z graffiti musi kojarzyć się z wandalizmem. Przecież jest to dodawanie kolorów do szarej, ludzkiej rzeczywistości. Gdy działalność nikomu krzywdy nie robi, a wywołanie uśmiechu na twarzy przechodnia dla artysty ulicy, jest chyba największą zapłatą ; )


by Doman

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz